Długo przygotowywaliśmy się do sesji z profesjonalnym fotografem. Jedliśmy mniej, chodziliśmy na siłownię. I przyszedł ten dzień. Dziewczyny pytają się, co powiem na make-up. Powiedziałem, że OK. Makijaż zakończył się na… płynie micelarnym. Po jego aplikacji moja twarz zrobiła się czerwona i opuchnięta. Stałem na mrozie, żeby mi przeszło. Nic innego się nie dało zrobić, jak zamalować moją twarz toną tapety. Dopiero w domu zobaczyłem, co mnie spotkało po tym płynie micelarnym. Cóż, człowiek uczy się całe życie.